Menu Close

Czego przedsiębiorcę może nauczyć sport

(ESTIMATION TIME: 6 MINUTES)

Pierwszy raz od 2.5 roku od kiedy jestem “na swoim”, miałem 5 dni urlopu.
Pierwszy raz kiedy przez 5 dni z rzędu ZUPEŁNIE nie pracowałem: nie przeglądałem maili, nie nadrabiałem zaległości, nie wydzwaniałem do klientów, nie odpisywałem innym na wiadomości na Teams, nie sprawdzałem social mediów.
Bo na wcześniej niestety urlop w trybie pracy na “ghost mode” był normą.

Tak robią przedsiębiorcy, prawda?

Trening IronMan

Swego czasu uprawiałem amatorsko triathlon. Ścigałem się na dystansie 1/4 i 1/2 IronMan. I to z całkiem satysfakcjonujacym skutkiem: link do wyników (kiedyś się na ten temat więcej spiszę).

Reżim treningowy wiele mnie nauczył. Ale w kontekście tego wpisu odniosę się do odpoczynku i intensywności.

Aby efekty były najlepsze kluczowe są 3 rzeczy:

  1. Regularność treningowa jest kluczowa. Nie da się wskoczyć raz na jakiś czas na rower, trochę pobiegać, czasem popływać. Tzn da się, ale wtedy duże prawdopodobieństwo, że nabawimy się kontuzji. Nieprzystosowany organizm, zbyt słabo wmocnione mięśnie, niska wydolność oddecha i słaba kondycja spowodują, że nasza motoryka i biomechanika nie bedzie prawidłowo funkcjonować w końcowych fazach treningu (przy największym zmęczeniu). Aby uprawiać sport (nawet amatorsko) to musi stać się on naszym “new normal
  2. Intensywność treningów musi być zróżnicowana. Zmienność jest stymulująca dla naszego organizmu – zmusza go do koncentracji i pełnej aktywizacji. Monotonność, to z kolei woda na młyn podświadomego lenistwa. Ok, tak naprawdę nie chodzi o lenistwo a ewolucyjne usposobienie do minimalizacji wydatków energetycznych. Ale umownie nazywajmy to lenistwem organizmu aby znienawidzić to zjawisko w kontekście sportu. Jeśli tygodniami powtarzasz to samo ćwiczenie, w ten sam sposób, z tą samą intensywnością, to Twój organizm nauczy się jak utrzymać tą samą wydajność przy jak najmniejszej aktywności mięśni i wydolności oddechowej (celem zachowania energodajnych zasobów kalorycznych). A to z kolei prosty przepis na pogłębianie się wad motorycznych i biomechanicznych – tu kolano ucieka, tam stopa pronuje, a tam kręgosłup pobolewa.
  3. Odpoczynek jest niezwykle istotny. To bardzo ważny element cyklu treningowego. Pozwala uniknąć przetrenowania, pozwala uniknąć kontuzji (im bardziej jesteśmy przeciążeni tym większe ryzyko kontuzji), pomaga w odzyskaniu sił i motywacji potrzebnych do dalszych treningów, a także przyczynia się do efektu tzw. superkompensacji (organizm regenerując się przygotowuje zwiększone zasoby energetyczne w oczekiwaniu na kolejną porcję treningu)
Superkompensacja – większe postępy! - Fabryka Siły

Przykładowo kiedy trenowałem miałem 5 sesji treningowych w tygodniu. Poniedziałek i wtorek był trening, środa wolna, czwartek, piątek i sobota trening, niedziela wolna. I tak przez wiele miesięcy. Czasem w środę robiłem sobie bardzo lekki trening połączony z rozciąganiem i wtedy brałem sobotę i niedzielę wolną. A to powodowało, że w poniedziałek miałem więcej siły. Co ważne – każdy tydzień miał inną intensywność. Czasem większą, a czasem mniejszą. Dzięki temu nie tylko mój organizm sie nie nudził, ale także następował wspomniany wyżej efekt superkompensacji, a także tzw. “regenerowania w biegu” – czyli niby był trening, ale taki leciutki, że aż przyjemny. 

Trening mózgu

Praca w biznesie to przede wszystkim praca głową. Dużo myślimy, wiecznie rozwiązujemy problemy, stale jesteśmy narażeni na stres. Nasz mózg jest jak mięsień – podlega podobnym zjawiskom jak te wymienione wcześniej choć z zupełnie innych powodów (neuroplastyczność, neurogeneza i neuroprzekaźniki. Te terminy powinny Was naprowadzić na właściwe treści i to będzie znacznie cenniejsze niż gdybym zaczął udawać, że znam się na temacie neurobiologii).

Wielu przedsiębiorców i managerów lubi szczycić się ciężką pracą. “Firmy muszą rosnąć, a aby rosły, to potrzeba więcej ludzi / klientów / projektów. A to samo się nie zbuduje – trzeba na to ciężko pracować”.

W moim przypadku niby wiedziałem, że “work smart, not hard”, ale wtedy powtarzałem sobie “work smart AND hard”. I pracowałem do 2-3 w nocy. W ciągu dnia praca w biurze, powrót do domu ok. 19, trochę czasu z rodziną i od 22-23 znowu myk do pracy. I tak w koło Macieju. (co wcale nie oznacza, że “work hard and NOT smart” jest złe, uważam, że na pewnym etapie niezbędne…o tym też się kiedyś spiszę 😉)

Goniłem z wywalonym jęzorem byle szybciej, byle więcej, byle lepiej. A jak to trafnie zauważył pewien znajomy: “jakby człowiek codziennie biegał maratony, to ktoś mu powie, że zgłupiał i się wykończy. Ale codzienna praca po 12 godzin i wieczne bycie pod telefonem – o, to to już wydaje się być normalne i akceptowalne. A efekty takiego przepracowania są zauważalne dopiero z perspektywy czasu. W moim przypadku byłem coraz bardziej przemęczony, coraz bardziej zestresowany, coraz mniej skuteczny. Zaburzenia lękowe nasilały się. A te napędzały zaburzenia depresyjne. I tak w koło Macieju.

I chyba najgorsze w tym wszystkim, że pracując ta bez opamiętania przypaliłem 2 ważne dla mnie rzeczy.

  1. Relacje z żoną
  2. Relacje ze sobą.

Teraz myślę, że to ironiczne, bo zawsze uważałem się za świadomego siebie. Dbałem o swój mindfullness, dbałem o relacje z żoną. Wiedziałem, że to sa rzeczy dla mnie ważne. I chyba właśnie świadomość jak ważne są to rzeczy i że stale o nich myślę, uśpiła moją czujność.
Coś na zasadzie: jeśli raz nie umyję zębów, to nic się nie stanie…ale oczywiście bardzo dobrze wiem, że to ważne i należy myć zęby regularnie. Znam też konsekwencje nie mycia zębów. Nie trzeba mnie więc przekonywać, że to ważne. Ale na ten jeden raz daję sobie dyspensę – po prostu mam teraz coś ważnego do zrobienia, spieszę się, później to zrobię. I tak raz, drugi, 50ty. I o ile zęby potem da się jeszcze wyleczyć w 30 minut u dentysty, to odbudowanie relacji z żoną czy ze sobą jest czasochłonne i pracochłonne…a czasem niemożliwe do odbudowania.

Proces naprawczy

Z żoną od jakiegoś czasu byliśmy świadomi procesu gnicia naszych relacji. Dlatego postanowiliśmy, że w trakcie mojego urlopu nie wyjeżdżamy nigdzie – zostajemy w domu.
“Urlop w domu? Bez wyjazdu na Maltę albo do Hiszpanii? Albo chociaż nad polskie morze/góry? BEZ SENSU!”
A jednak. Ale mieliśmy plan – starszego syn posyłaliśmy do przedszkola i dzięki temu mieliśmy czas dla nas i najmłodszego (6 mscy). Chodziliśmy do restaracji, na spacery i na zakupy. Tylko ze sobą.
Z młodszym chodziłem także sam na 1-2-godzinny spacer żeby żona mogła odpocząć od wszystkich.
Miałem też czas tylko dla siebie. W cigu tych 5 dni przeczytałem 3 książki. Nadrobiłem część pootwieranych zakładek w przeglądarce (“to read” never happens IN YOUR FACE)!

Ale co mnie absolutnie zaskoczyło, to, że zmieniły się rzeczy o które, jak mi się wydawało, dobrze dbałem.

  1. Czas ze starszym synem stał się “pełniejszy”. Bo gdy on wracał z przedszkola, to ja nie byłem zmęczony całym dniem pracy. Mogłem mu dać więcej od siebie. Było mnie więcej w tym wspólnym czasie – choć godzinowo wychodziło podobnie do tego co było przed urlopem.
  2. Uświadomiłem sobie ile rzeczy w pracy robiłem “po łebkach”. Byle więcej, byle szybciej. Uświadomiłem sobie, że od kilku miesięcy chodziłem do pracy z bólem brzucha. Ze stresu. Z przemęczenia. Ale już tak do tego przywykłem, że traktowałem to jak coś normalnego. Szczególnie, że nawet, gdy wyjeżdżałem na weekend z rodziną, to te objawy nie ustępowały – myślałem więc, że tak mam i tyle. A teraz wiem: jak miały mi ustąpić, jak nie odpoczywałem? Przecież wyjazd z dziećmi to nie odpoczynek – to praca. Znoszenie buntu 3-latka, wymuszanego płaczu, uważanie by żadne nie zrobiło sobie krzywdy, walka przy karmieniu, ciągle powtarzanie tego samego: “nie, stop, nie wolno, dlaczego, przestań, zostaw, Stasiu!, Staś!, Stasiek!”. I na dodatek te nieprzespane noce. Tak…posiadanie dziecka, to trudny projekt pokroju budowania firmy. Posiadanie dwójki, to 2 trudne projekty. O tym też się kiedyś spiszę 😉

Refleksja

Praca, ojcostwo, małżeństwo – należy traktować jak trening. Wpleść je w swoją rutynę. Zmieniać ich intensywność. Pozwalać sobie na regularny odpoczynek od nich. Tak przynajmniej wygląda to u mnie i pracuję by to wdrożyć w życie. Zobaczymy jak mi pójdzie.

Jestem ciekaw co o tym myślisz – co sądzisz o takim podejściu. Podziel się jak u Ciebie to wygląda – szczególnie jeśli taki proces masz już za sobą. Będę wdzięczny za Twoje rady.

Related Posts

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *