(ESTIMATION TIME: 4 MINUTES)
Kiedyś spędzałem czas ze znajomymi i przyjaciółmi. Dzisiaj spędzam czas ze współpracownikami lub rodziną.
Kiedyś zarywałem noce bo imprezowałem. Dzisiaj zarywam noce, bo pracuję.
Kiedyś uprawiałem triathlon. Dziś uprawiam biegi z domu do pracy i z pracy do domu.
Kiedyś byłem na diecie pozwalającej mi osiągać lepsze czasy. Dzisiaj moja dieta to CAP: Cukier, Alkohol, Papierosy.
Kiedyś zrzucałem kilogramy, dzisiaj zrzucam zadania z listy.
Kiedyś stresowało mnie co w życiu chcę robić. Dziś stresuje mnie jak to wszystko poukładać żeby działało.
Czy to była dobra zmiana w moim życiu?
Przedsiębiorca (z)męczennik
Pisanie postów mnie odpręża – pozwala mi pozbyć się tego co mam w sobie. Wyrzucić z siebie uwierającą cząstkę siebie. Chciałem wczoraj coś napisać. Nie miałem siły, byłem padnięty. Staś, Aluś. Podobnie jak przedwczoraj i każdego poprzedniego dnia od kiedy napisałem mój poprzedni wpis o tym czego może nauczyć sport (czyli jakieś 3 tygodnie temu).
Dylematy. Firma, rodzina, zdrowie, samorozwój, hobby. Wybierz dwa.
Dzisiaj miałem być w firmie i pracować od 8.30 do 17. Ale Staś się rozchorował, a moja żona miała do załatwienia kilka spraw w związku z pracami wykończeniowymi i kredytem, którego wciąż nie otrzymaliśmy. Uznałem więc, że wezmę Stasia na siebie.
Na spotkaniu 8:30 – 10:30 byłem, ale Staś oglądał bajki w tym czasie (niewychowawczo, ale trudno).
O 11:15 wizyta u lekarza. Choroba dopiero się rozwija więc leczymy objawy.
O 12:00 kolejne spotkanie. Próbowałem działać ze Stasiem, ale cóż…nie dało się. On jest zbyt aktywnym dzieckiem — więc znowu bajki.
O 13:15 wykonałem jeszcze 2 telefony.
O 14:30 poszedłem zrobić sobie śniadanio-obiad. Staś zrobił awanturę, bo najpierw chciał płatki z mlekiem, potem jednak płatki bez mleka, a potem jednak znowu płatki z mlekiem. A, i najpierw chciał małą łyżkę, a potem jednak dużą łyżkę. Proza życia z dziećmi.
O 15:30 Staś zaczął się robić senny, więc ululałem go i sam usnąłem (choć zanim miałem dzieci NIGDY nie spałem w dzień i nadal nie lubię tego robić…ale jak zmęczenie to zmęczenie).
O 17:30 pobudka i telefon do przyjaciółki żony czy mogłaby wziąć Stasia na 2-3h na jakąś kolację, żebym chwile popracował. Chętnie wziąłbym opiekunkę, ale nas nie stać.
O 18:00 przyjaciółka wzięła syna, a ja mogłem popracować. Bolała mnie głowa i oczy…nie było motywacji do pracy…więc do 19 pozbijałem bąki (surfowanie po internecie),
o 20:00 walnąłem piwko i wziąłem się za pracę.
O 20:30 było wysłanych 80 zaproszeń. Po 10 minutach 5 zostało przyjętych, napisałem krótki follow up i wpadł jeden gorący lead z prośbą o kontakt, bo szukają kogoś takiego jak Developico. Sukces.
O 21:00 wrócił Staś i zaraz potem żona z Alkiem. Więc nasze 50m2 o 22:00 wygląda jakby przeszła przez nie trąba powietrzna.
Ej, ale dobra, to tylko jeden dzień. Jutro będzie lepiej.
Przedsiębiorca marzyciel
Każdy dzień to praca. Poza weekendami. Weekendy są święte i dla rodziny. Ale nie zawsze tak było. Ale o tym innym razem.
Obecnie mój tydzień wygląda np tak:
I oczywiście zawiera tylko część mojej pracy. Bo nigdy nie ma czasu przekładać wszystkich zadań do kalendarza.
Po co to wszystko?
Czy warto tak zapierdalać?
Warto.
Mam marzenie, które spełniam. I jestem szczęśliwy.
Potwornie zmęczony, ale szczęśliwy.
Gonię swoje marzenia.
Buduję firmę, a nawet dwie (Developico i Akademia Aplikacji). I personal brand (np vide ten blog).
Sieję. Bo kto sieje, ten w końcu zbiera, prawda? Musi tak być. Gorąco w to wierzę i to dodaje mi wytrwałości.
Ale tygodnie potrafią być niezwykle męczące. A z wtorku na środę syn się często budził i źle spal. Ja też.
Jestem podziębiony i źle się czuje.
Ale warto marzyć i robić wszystko by spełnić swoje marzenia.
Jaki inny sens miałoby życie?
I wszystko, co robię to moje marzenia:
MAM wspaniałe dzieci (niektórzy ich nie mają…może będą mieli, ale czy im się uda? Czy urodzą im się dzieci? Czy urodzą się zdrowe?),
MAM wspaniałą żonę,
MAM firmy,
ROBIĘ to co chcę,
BUDUJĘ swoją rzeczywistość świadomiej i bardziej zdecydowanie niż kiedykolwiek wcześniej projektuję swoje życie.
Jest 2:00 w nocy jak zaczynam pisać ten wpis. I 2:35 jak kończę go pisać. Szybko napisane? Niekoniecznie.
Drafty wpisów sklejam sobie małymi cząstkami i tak odkurzam od czasu do czasu aż w końcu redaguję wszystko, uzupełniam, dopisuję i publikuję.
Grunt to mieć SWÓJ proces.
To ułatwia w tym całym zmęczeniu.
Zmęczeniu, które wierzę, że ma sens.